Nie jesteś zalogowany na forum.
Strony: 1
Ciemin:
Demoniczne otchłanie
W pomieszczeniu są dwie osoby, pierwszą z nich jest drowka Azasha ( https://lh6.googleusercontent.com/-RrqN … maraes.jpg ) a drugą ludzki mnich z przeszłości o imieniu Zehir ( http://img.4plebs.org/boards/tg/image/1 … 068645.jpg ). Siedzą naprzeciw siebie, elfka uśmiechając się lekko spoglada na człowieka który właśnie skończył rozmyślanie i odezwał się.
- Zrobię to, dla dobra tego świata.
- Wspaniale Zehirze, wiedziałam że mogę na ciebie liczyć, chodźmy więc ogłosić to reszcie.
Wstali i wrócili do okrągłej komnaty gdzie jest wielu zgromadzonych bogów i Chronos ( http://2.bp.blogspot.com/-toihiJ756Os/U … 1_Card.jpg ). Azasha tylko skinęła mistrzowi czasu, który uniósł dłonie zatrzymując go. Zehir ruszył w stronę bogów i każdego z nich dotknął, poza Azashą i Chronosem, gdy to zrobił wrócił na miejscę u boku drowki a władca czasu opuscił ręce. Nastało nagłe zamieszanie bo bogowie zorientowali się, że coś tu nie gra, są o wiele słabsi niż byli sekunde temu. Władczyni Otchłani odezwała się wtedy.
- Dziękuję wam za owocną współpracę moi drodzy, teraz wasze domeny bedą moimi, a wy nie jesteście już nikomu potrzebni, dawny porządek nigdy nie powróci. Od teraz będzie tylko jedna bogini... – Azasha wyczarowała pośpiesznie masę cienistych pocisków, które wniknęły w dawnych bogów i wysadziły ich od środka. Gdy w pomieszczeniu została tylko tróka Chronos odezwał się.
- Teraz pora zając się resztą... Mam tylko nadzieję, że nie za szybko się ich pozbyłaś.
- Odebrałeś go zanim Therion go spopielił? – Zapytała Azasha.
- Oczywiście, Thrin jest cały i zdrowy u ciebie w komnacie.
Elfka uśmiechnęła się i uroniła łzę. – Dziekuję.
Pustkowie
Śmierć uśmiechnął się widząc wlatujące dusze do rzeki. – Wspaniale...
Prawdziwy koniec
Nastoletni ludzki chlopak szedł przez spaczony teren, oglądając efekty aury jedynego teraz mieszkańca Mithrillowej Hali. Gdy w końcu doszedł pod wrota, rozejrzał się powoli, przeszedł go dreszcz ale to prawdopodobnie przez temperaturę. Przemierzając korytarze czuł coraz mocniej aure rezydenta jak i rozkładających się ciał, uśmiechnął się odczówając jej rosnącą siłę. W końcu mijając wiele nadgnitych ciał krasnoludów, w okolicy skarbca usłyszał szepty.
- Zdradza... zemsta... śmierć... nienawiść... – Uśmiechnął się jeszcze bardziej i wszedł do środka natychmiast dostrzegając co chwile znikającą i szepczącą postać ( http://fc02.deviantart.net/fs71/f/2013/ … 5xz9w5.jpg ).Chłopak podszedł bliżej i odezwał się
- Witaj... nareszcie cię odnalazłem, prawie mi się to udało jeszcze w twoim świecie ale troszkę się spoźniłem i musiałem zacząć od nowa... – Stwór zatrzymał się i zwrócił glowę w stronę młodzieńca.
- O! Widzę że zwróciłem twoją uwagę, to dobrze... widać szaleństwo cię calkowicie nie pochłonęło. Muszę przyznać, trochę mnie zaskoczyło gdy wyczółem że dalej żyjesz, nikt jeszcze nie przeżył ewaporyzacji przez niszczyciela... jeśli stan w którym jesteś można nazwać życiem oczywiście.
Stwór dalej spogląda na chłopca, któremu zaczęły czerwienieć oczy, ten jednak pokręcił mocno głową i odgonił z siebie aurę.
- Przepraszam ale nie jestem aż taki słaby jak ci się wydaje. Po tym jak stwórca wybrał cię na swego następcę zacząłem się toba interesować... Stworzyłeś niszczyciela! Pochłonąłeś tyle istnień a na koniec zabiłeś tego który... bądź co bądź otoczł cię opieką niesmiertelności, masz charakterek demonie.
- Śmierć... – Wyszeptał upiór i nagle ziemia zadrżała pod nogami chłopca, cały skarbiec wypełnił się lasem cienistych, twardych kolców, które starały się go przebić, lecz ten zwinnie ich uniknął.
- Spokojnie, nie chce z toba walczyc Vurzielu. – Demon spoglądając na niego wystrzelił potężny ognisty laser ktory wtopił się w ściane i przebił aż na powierzchnie i zacząl podążać za chłopcem, ktory kontynuuję przemowę uciekając w bok.
- Hmmm faktycznie, Vurziel to złe określenie skoro straciłeś kamień, ale nie martw się, wiem jak przywrócić ci zdolność myślenia... wystarczy ci przypomniec Tichondruisie kim są twoi wrogowie... Kali, Gilroy... mowi ci to cos?
Demon przerwał laser i spojrzał na chłopaka warcząc cicho i odezwał się głosem po którym nawet ktoś taki jak chłopak cofnął się mimowolnie.
- Tak... – Stwór zamilkł na chwilę jakby dochodząc do siebie. - Pamiętam... Jak przeżyłem?
- Coż, pewnie przez moc stwórcy, nawet po jego śmierci została w tobie trochę dłużej zanim się wypaliła co raczej nie jest dziwne, taka duża moc powinna długo się wysączać. Kali zabiła cię zanim to się stało wiec nadal istniejesz, fakt że bez esencji i ciała dlatego jestes czym jesteś, ale myślę że teraz będziesz o wiele potężniejszy, zwłaszcza gdy ponownie wchłoniesz swoją esencję. Możesz być tym czego nieszczyciele potrzebują w tej odwiecznej walce... ty i ja, jesteśmy do siebie troche podobni.
- Muszę wrócić...
- Obawiam się, że to trochę zajmie, twoja wola życia przeniosła cię do bardzo odległego miejsca, ale nie martw się, znam drogę ale zanim wyruszymy to musze podjąc środki ostrożności, w obecynm stanie jesteś zbyt nieprzewidywalny.
Mówiąc to chłopak wyciagnął łancuch i zarzucił na szyję Tichondriusa.
- No, teraz juz moż... – Upiór zerknął na łancuch, który po prostu się stopił.
- Przepraszam... ale nie jestem taki słaby jak ci się wydaje... – Tichondruis zawarczał uśmiechjąc się.
- Cóż... dobrze, niech będzie po twojemu, mam nadzieję, że chociaż wyniosłeś jakieś lekcje z dawnego życia. Zdradzałeś wszystkich swoich sojuszników, więc sam zostałeś zdradzony, niektórzy mówią na to karmą.
- Tak... wyciągnąłem... JUŻ NIGDY NIE BĘDĘ NA NIKIM POLEGAĆ! WSZYSTKO BĘDĘ ROBIĆ SAM! – Po tych słowach dłoń człowieka zaczęła świecić na czerwono, dziwna moc zaczeła piąć się w górę po jego ciele, ten jednak prostą myślą odseparówał swoją rękę od barku, uniósł drugą dłoń i stworzył barierę, która również zaczeła świecić czerwoną energią... miał niewiele czasu.
- Mogłem się spodziewać, że to zrobisz, w koncu jesteś jaki jesteś ale to nie ważne, mamy wspólny cel demonie i cieszę się że przywróciłem ci wspomnienia, żegnaj. Mam nadzieję że sam znajdziesz drogę do Nytharu. – Po tych słowach Mistrz po prostu zniknął.
Tichondrius rozejżał się po komnacie ogłądając swoje ciało.
-Gilry... Kali... Nythar... – Zawarczał. – Mam nadzieje, że jeszcze sie nie pozabijaliscie <ocenzurowano>, ciebie i tą głupią dziwke muszę zabić osobiście a potem zaczne wszystko od nowa, moja rasa będzie jedynymi panami tego świata... jak to mówią, do trzech razy sztuka.
Po tych słowach Tichondrius zaczął się śmiać. Niegdyś demon, teraz upiór, istniejący wyłącznie przez nienawiść i chęć zemsty, z nowymi umiejętnościami, które dopiero poznaje zniknął szukając drogi do domu...
"Everything you do in live is back to you..."
Offline
Strony: 1