Forum D&D

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2015-05-17 21:29:47

WKT
Karczmarz
Dołączył: 2015-05-17
Liczba postów: 162
Gadu Gadu: 6209585
Windows 7Opera 29.0.1795.47

Dziennik Sieciecha

Rudy:
Dziennik Sieciecha dzień 1

Rozpoczynam pisać dziennik, będę zapisywał najważniejsze wydarzenia oraz własne przemyślenia. Praktyka u mistrza Bdzigosta przebiega znakomicie, dużo się uczę. Co drugą noc spędzam w sklepie na zapleczu. Opatrywałem już chyba członków wszystkich gildii, ostatnio rozszerzyłem swoją działalność o sprzedawanie mikstur i materiałów wybuchowych. Rachunki dorzucam do kasy sklepowej, wszystko jest opodatkowane, jestem czysty. Od kilku dni gdy dotykam brzucha żony, czuję kopnięcia dziecka.

Dziennik Sieciecha dzień 2

Dzisiaj przystawiała się do mnie żona alchemika. Odmówiłem głupiej pindzie. Oskarżyła mnie przed Bdzigostem o molestowanie, wyrzucił mnie z praktyk. Myślę, że najlepiej będzie opuścić Samphie i udać się gdzie indziej... może do Nevis.

Dziennik Sieciecha dzień 3

Dostałem dzisiaj pogróżki od gildii przywódcy gildii morderców – chcą mnie w swoich szeregach na stałe, niczym niewolnika. Będę musiał się skontaktować z pośrednikiem, może Tomash'em Kul'Assem. Pomoże mi wyprowadzić żonę z miasta, sam zaś upozoruję swoją śmierć.

Dziennik Sieciecha dzień 4

( zamazane – jakby podczas pisania Sieciechowi drżała ręka)
Plan ucieczki legł w gruzach. Kul'Ass stracił dłoń w walce, obecnie ukrywa się w kanałach. Moja żona nie żyje.

Dziennik Sieciecha dzień 5

Zużyłem wszystkie swoje zapasy na stworzenie ładunku wybuchowego. Siedziba gildii morderców przestała dzisiaj istnieć.

Dziennik Sieciecha dzień 6

( poplamione krwią)
Zabiłem sukinkota. Opuszczam miasto. Żonie alchemika póki co daruję. Nie zdaje sobie sprawy co wywołało jej kłamstwo. Nie mogę uwierzyć, że całe zło świata spadło na mnie tylko dlatego że jakąś kur** zaswędziało.

Dziennik Sieciecha dzień 7

Spotkałem dzisiaj Kaera, całkiem miły gość, chyba jest chory psychicznie. Ukradłem dziennik z podziemnego laboratorium, warto by było go rozszyfrować. Kaer przejawia skłonności do nadmiernej agresji... najdziwniejsze że podoba mi się to.

Dziennik Sieciecha dzień 8

Pierwsze dni znajomości, pierwsze morderstwa. Nie ma to jak życie na szlaku. Nie mogę zapomnieć o żonie. W karczmie sadził się do nas jakiś gburowaty wieśniak. Dźwięk jak wpadał do studni był przyjemny.

Następne karty z dziennika są wyrwane – brakuje kilkunastu stron.

Dziennik Sieciecha dzień 9

Ktoś dobierał się do mojego dziennika, od dzisiaj piszę kodem ( nauczyłem Kaera i reszte drużyny kodu aby mogli rozszyfrować dziennik w razie potrzeby).
Dzisiaj obudziłem się w klatce z potężną luką w pamięci. Poznałem kolejnych kompanów – Leonarda, Wavea i Neda. Wydają się w porządku ale są trochę sztywni. Chyba nie odczuwają z życia tyle przyjemności co ja i Kaer. Dziwne, że potrafię się cieszyć życiem mimo całego syfu, który dopadł mnie w Samphii.
Szalony wyznawca Boga Jedynego poprosił nas dzisiaj o zabicie smoka. Nie dał nam dużego wyboru – 15 wycelowanych w nas kuszy albo jaskina smoka. Wybraliśmy smoka. W środku spotkaliśmy miłego człowieka, który wydawał się magiem. Przeprowadził nas przez jaskinię w zamian za obietnicę zabicia jakiegoś Jevasha ukrywającego się w podziemiach Leme. Jeszcze nie wiem czy chodzi o kanały czy kompleks. Dowiemy się na miejscu.
Wieczorem dorwaliśmy szalonego kapłana. Jego kompanów zabiliśmy. Podczas rozmowy wybrał trudny sposób ( mój ulubiony) i wyciąłem mu powieki oraz mięsień okrężny prawego oka. Niestety okazało się, że nie wiedział nic konkretnego. Podobno na południu zwą nas ,, Szkarłatnymi". Dowiedzieliśmy się także o pewnej karczmie w Leme – ktoś stamtąd jest nami zainteresowany. Mam naprawdę spore obawy, iż zgwałciliśmy jakiegoś kapłana. Objąłem pierwszą wartę.

Dziennik Sieciecha dzień 10

Trafiliśmy do Leme, na wstępie okradziono nas. Strażnicy myślą, iż przyszliśmy zaciągnąć się do imperialnych wojsk. Z pytanych przeze mnie osób, nikt nie słyszał o Jevashu. Szkoda, że nie mam w Leme pośredników typu samphijskiego Kul'Assa. Przydałby się ktoś obeznany z miastem. Pomimo sporych problemów trafiliśmy do dzielnicy Kwiatów. Pełno tutaj bogaczy, krzywo się na nas patrzą. Odnaleźliśmy karczmę z której podobno wysłano za nami list gończy. Karczma była zamknięta ale i tak weszliśmy. W środku spotkaliśmy dwie pijane osoby – barmana i kelnerkę. Barman uciekł. Pewnie nie będzie zachwycony gdy wraz z Kaerem spalimy mu karczmę....  Mam nadzieje, że kelnerka wybierze trudny sposób rozmowy – też nie będzie zachwycona... Leonardowi, Waveowi i Nedowi chyba nie podobają się nasze metody działania. Czy pisałem już że są strasznie sztywni?

Dziennik Sieciecha dzień 11

Spaliliśmy karczmę, podobno własną. Porwaliśmy kelnerkę i zeszliśmy do kanałów. Niestety nie udało się od niej nic wyciągnąć a próbę torturowania przerwała nam mantikora. Co mantikora robiła w kanałach ... ? Uciekając trafiliśmy na dolny poziom kanałów gdzie walczyliśmy z członkami jakiejś gildii. Oni także okazali się od nas silniejsi. Pozom ścieków w kanałach zaczął niebezpiecznie rosnąć więc uciekliśmy na powierzchnię. Na czary leczące zmarnowałem całą swoją energię. Wyszliśmy w dokach, po obmyciu z ekskrementów w morzu udaliśmy się do karczmy, gdzie zasnąłem. Pomimo, iż spadło na nas całe zło świata - zupełnie jakby sprzeciwiła się nam jakaś wyższa siła, to był dobry dzień. Ogień z karczmy mógł się przenieść na pobliskie domy i spalić dobytek grubych szlachciców. Jeżeli kiedykolwiek wróciłbym do Leme pozwiedzam je na powierzchni.

Felix:
Dziennik Sieciecha Wave'a dzień 12

Skorzystałem z okazji i popdpierdzieliłem dziennik Sieciechowi razem z obowiązkiem notowania wszelkiego co ważne. Przynajmniej na pół dnia.
Podczas gdy nasi towarzysze przysypiali sobie zmęczeni wczorajsza przygodą, Ja, Kaer oraz Leonard wykorzystaliśmy ciszę i spokój wynikłe z nieobecności Sieciecha do małego rekonesansu. Pierwsze co udało nam się ustalić to zaskakująco duża ilość okazji do złapania roboty. Tablica karczemna była wręcz wypełniona ogłoszeniami z czego najciekawsze odsyłają do warsztatu "Iskra" w dzielnicy kupieckiej, i do kwestarza Sarvela w Magistracie.
Na uwagę zasługuje też propozycja wykonania "brudnej roboty" o którą należy pytać w "Przybytku Aarona", może to być okazja do poznania tutejszego półświatka co w naszych eskapadach do kanałów jest konieczne. Co do listów gończych to wyznaczono nagrodę za niejakich braci Gars (1000 sz, żywi lub martwi, szczegóły w Magistracie), naszych podobizn na szczęście nie było.
Ostatecznie nasza trójka zdecydowała się odwiedzić arenę, walki odbywały się drużynowo jednak bez żadnego balansu nawet w liczebności. Ponieważ za magię można zostać aresztowanym w mieście, odradzało się jej użycia. Bez trudu pokonaliśmy dwójkę dwudziestu przeciwników zarabiając marne 60 sztuk złota, naturalnie uznałem że należy rozdać je na całą piątkę równo i mimo Kaer oczywiście się temu sprzeciwiał dopiąłem swego. Nasi śpiący towarzysze ucieszą się że sakiewki powiększyły im się o 12 monet.

Ciemin:
(Na następnej stronie widnieje niestaranny rysunek prącia.)

Felix:
Dziennik Sieciecha Wave'a dzień 12 cd.

Kiedy obudził się Ned zdecydowałem zdecydowaliśmy sprawdzić tą "brudną robotę" w Przybytku Aarona.
Okazało się że karczmarz miał dla nas szemrane zadanie, mieliśmy załatwić wypadek Marcusowi, informatorowi który gadał za dużo. 200 sz to nie mało więc przyjęliśmy zadanie z wielką ochotą. Informator przesiadywał w karczmie "Heros" i nie było trudno odróżnić go od reszty tłumu. Prosty plan zakładał że Kaer porozmawia z nim i powie mu że jest przez nas śledzony aby Marcus zaprowadził go w miejsce bardziej ustronne od karczmy. Dzięki temu że Kaer i my jako jego ogon wypadliśmy przekonująco wkrótce informator znalazł się w opuszczonym domu zdany na naszą łaskę. Na początek oczywiście wypytaliśmy go o potrzebne nam informacje lecz facet nie wiele wiedział. Przynajmniej dał nam kontakt do lepszej informatorki o której za chwilę opowiem. Kiedy się przekonaliśmy że nic z niego więcej nie wyciągniemy zabiliśmy Marcusa (naturalnie Leonard był przeciwny takiemu rozwiązaniu). Po skończonej robocie wróciliśmy do Przybytku Aarona zgarniając 200 sz z którego podzieliliśmy się po 40. Zapytałem karczmarza o Małą Sheylę coby wiedzieć gdzie jej szukać. Byliśmy świadomi że jej stawki są wysokie ale nie szkodziło ustalić z nią cenę od razu. Gdy spotkaliśmy Małą przekonaliśmy się że może wreszcie nasz trud przełoży się na jakość gdyż natychmiast poznała nas jako Szkarłatnych. Umówiliśmy się z nią na przysługę za przysługę. Pewien człowiek był winny Małej 1500 sztuk złota a my mamy te pieniądze z niego wyciągnąć. Zabawnym zbiegiem okoliczności tym człowiekiem okazał się Riktus, właściciel Przybytku Aarona dla którego jeszcze tego samego dnia wykonaliśmy robotę. Kiedy wróciliśmy do Riktusa poinformować go o stanie rzeczy oczywiście typa zamurowało. Potem zaczął gadać że miał pieniądze ale oddał je swemu współpracownikowi który miał pójść spłacić dług u Małej, zamiast tego ten (jakże zaskakująco) zwiał z pieniędzmi. Nie byliśmy na tyle naiwni by mu wierzyć i przyciskaliśmy go dalej aż wreszcie zdradził że trzyma pod karczmą sztabki złota jako "swego rodzaju inwestycję". Zaprowadził nas do składzika a po drodze mijaliśmy małe labolatorium o nieznanym mi przeznaczeniu. Sztabek złota było kilkadziesiąt i wyceniłem każdą na wartą 90-100 sztuk złota. Jednakże nie będąc specem od takich rzeczy nie mogłem przewidzieć czy złoto jest prawdziwe czy nie, dlatego posłaliśmy Leonarda z jedną sztabką aby poszedł do odpowiedniej osoby. Ja i Kaer zaś zostaliśmy z Riktusem pilnować by nie sprawiał kłopotów.

Rudy:
Dziennik Sieciecha dzień 13

W czasie gdy nasz kompan Leonard poszedł wycenić sztabki złota, my zostaliśmy z karczmarzem. Z racji iż był to człowiek interesu, posiadający prywatne labolatorium pogadałem z nim jak alchemik z alchemikiem. Udało mi się uzyskać darmowe próbki halucynogennego narkotyku, który zamierzam wypróbować na dzieciach z ulicy bądź jakimś starcu. Wycena złota wypadła pomyślnie, odebraliśmy dług karczmarzowi ( chociaż po moich przeliczeniach płacąc w normalnej walucie zaoszczędziłby około 100 sz) i odnieśliśmy go do naszej pracodawczyni. Po drodze zauważyłem bandę dzieciaków, jednakże nie zdecydowałem się jeszcze na podanie im narkotyku - potrzebuję do tego bardziej ustronnego miejsca. Po zwróceniu długu dziewczyna odpowiedziała na większość naszych pytań. Udało mi się także zapytać ją o randkę - może nie będę musiał tracić kasy w burdelu. Ponad to wynajęliśmy u niej przewodniczkę, która miała zaprowadzić nas do gidii kupców, gdzie ukrywał się Jevash. Zanim jednak tam wyruszyliśmy, odbyliśmy krótką rozmowę z karczmarzem, którego spotkaliśmy wcześniej w dzielnicy Kwiatów. Podobno typowy czarny charakter - łysy mag o kretyńskim tatuażu gwiazdy ( czy robiąc sobie ten tatuaż chciał być straszniejszy ? gwiazda ... ? serio.... ?) odkupił przechowywane przez niego a należące do nas papiery. Przypuszczam, że mogły to być wyrwane strony mojego dziennika. Ned również wydawał się być zainteresowany wyżej wymienionymi stronami - pytał o swój rysunek, nie wiedziałem że jest malarzem. Wyciąłem karczmarzowi mięsień czworogłowy prawego uda i zaniosłem go wygłodniałym dzieciom na ulicy, mówiąc iż jest to kawałek dobrego mięska wołowego. Czasami myślę, że śmierć ciężarnej żony jednak mnie zmieniła. Nigdy nie sądziłem, iż zachowam się jak król Lykaon z dawno czytanej przeze mnie powieści. Towarzysze nie byli skłonni zabijać karczmarza, na szczęście jego marny żywot zakończył Kaer. Następnie poszliśmy do gildii kupieckiej. Ukradłem stamtąd złote sztućce ( złote sztućce w gildii kupieckiej! dorobili się .... złodzieje). Po wędrówce przez podziemne kompleksy i krótkiej walce dotarliśmy do Jevasha. Pokazałem mu zaszyfrowany dziennik, lecz oprócz wskazania samphijskiej biblioteki, do czego sam bym doszedł nie miał nic do powiedzenia na ten temat. Jevash chyba nie zrozumiał powagi sytuacji gdyż głupio poprowadził rozmowę - był jakby obojętny na to co do niego mówimy. Zabiliśmy starego zapyzialca, kończąc tym samym wątek naszego długu wobec Kirka. Po wyjściu z gildii kupców postanowiliśmy wkrótce wyruszyć do Samphi.

Dopisek pierwszy:

Zebrałem tutaj kilka informacji dotyczących nas jako ,, Szkarłatnych "

- Wyludniliśmy kilka wiosek pozostawiając ciała.
- Podobno zabieramy dusze i tego się najbardziej boją nasze ofiary
- Sami sobie skasowaliśmy pamięć prawdopodobnie w celach własnego bezpieczeństwa ( w sumie to chyba głupie że chcemy ją teraz odzyskać, skoro mieliśmy jakiś znaczący powód do jej usunięcia).
- Jesteśmy dosyć sławni.
- W przybliżeniu oszacowałem iż dokonaliśmy 551 morderstw wliczając w to Jevasha.

Dopisek drugi:

Po zamieszczeniu rysunku przez Kaera ( tylko on mógł wpaść na taki pomysł) naszła mnie hipoteza, iż jego mózg jest niekompletny i uszkodzony. Biorąc pod uwagę jego awanturniczą przeszłość, założyłem że stracił w walce dużą część mózgu ( początkowo sądziłem, że nawet całą półkulę). Chcąc to naprawić rzuciłem na niego czar regeneracji, jednakże nie odniósł żadnego skutku. Wygląda na to, że Kaer jest po prostu opóźni... specyficzny w swoim rozwoju intelektualnym.

Dziennik Sieciecha dzień 14

Po zabiciu Jevash'a z małymi problemami dotarliśmy do karczmy Aarona. Riktus wskazał nam podziemne przejście którym dostaliśmy się Małej. Okazało się, że był na nią zamach. Zginęło sporo ludzi. Wskazała nam pewną magiczkę, która miała nam przywrócić pamięć. Poszliśmy do niej, jednak nie żyła - zamordował ją mag z gwiazdą na czole ( proszę .... gwiazda .... jestem zniesmaczony) Acheron. Po krótkiej acz intensywnej rozmowie przyjęliśmy go do drużyny. Oddał nam nasze notatki, zaszyfrowany dziennik może mieć związek z Trójcą. Wracając do Małej zabiliśmy kilku członków Trójcy, jednego z nich zabraliśmy w formie jeńca ( zostawiliśmy go u Malej). W zamian za jeńca Mała dała nam plan ucieczki z miasta. Do drużyny przyjęliśmy Baltazara, który zdradził nas już dwa razy. Do trzech razy sztuka ( tutaj widać mały szkic zestawu narzędzi Sieciecha).

Dziennik Sieciecha dzień 15

Mordując i niszcząc przedarliśmy się wraz z Baltazarem i Acheronem do doków gdzie czekała na nas łódź podwodna w kształcie ryby. Przeszukaliśmy ją po czym Baltazar za pomocą swoich czarów wyprowadził nas na pełne morze. W czasie długiej podróży dowiedzieliśmy się, iż Acheron należy do ,, Zakonu " - organizacji utrzymującej porządek we wszechświecie bla bla bla, sranie w banie. Nasz nowy towarzysz szuka niejakiego Algoranda, potężnego maga. Algorand ma już 100 lat i jest długowieczny - na dokładkę potrafi wyczuwać i wykorzystywać anomalię. Cudownie, kolejny potężny wróg, już mi się znudziło spokojne życie, zapach labolatorium, burdele.... ( tutaj przekleństwo). Długowieczny mag znajduje się w posiadaniu artefaktu ,, serca" dzięki czemu jego moc jest równa boskiej. Acheron myśli, iż zabierze ten artefakt do Zakonu. Marzyć zawsze można. Gdy wszyscy byli zmęczeni zatrzymaliśmy się na wyspie. Jedynie ja i Kaer zachowaliśmy czujność odpowiednią do powagi sytuacji, dzięki czemu odkryliśmy na statku wodnego maga. Po krótkiej walce i niezbyt udanym rzucie petardą mag nie żył. Pojawił się imperialny statek, z moją alchemiczną wiedzą ( której niestety nikt jak zwykle nie docenił) załadowaliśmy działa i zatopiliśmy go. Postępowanie Wave'a zdziwiło mnie - mimo, iż ani razu go nie obraziliśmy wcześniej z Kaerem, zapomniał o swojej pozycji i poczuł się dowódcą. Podczas wydawania rozkazów nazwał nas ,, pedałami". Bardzo źle reaguję na obelgi słowne. Jeszcze nie znam jego roli w tym bagnie, jednakże wiem jedno: nie warto obrażać drużynowego medyka ( mnie) i silnego wojownika jakim jest Kaer. Ostatnio cierpię na amnezję, może się zdarzyć iż w pewnym momencie zapomnę jak się leczyło...

Felix:
Dzień 17
Gdy wreszcie dotarliśmy do Marr ku niezadowoleniu ogółu okazało się że miasto zostało zdobyte przez Imperium. Trochę to pokrzyżowało nam plany spokojnego rozejrzenia się po mieście więc musieliśmy zaczekać w pełnej, wszechogarniającej nudzie na zajście zmroku. Cały ten czas niepokoiłem się o Streina, mojego brata który w tym mieście stacjonował. Dopiero w nocy wynurzyliśmy Wavemobil naszą łódź by oddać strzał w stronę okrętów. Dzięki tej dywersji nikt nam nie przeszkodził w dotarciu do bazy Trójcy. W magazynie znaleźliśmy grupę rozpitych żołnierzy, Sieciech i Kaer po pozbyciu się tych trzeźwiejszych zaczęli mordować śpiących. Nawet mi to nie przeszkadzało, w końcu to były psy Imperium a tamci dwaj mieli trochę zabawy więc na moment wszyscy byli zadowoleni.
Komnaty kryjówki były opustoszałe lecz nadal wypełnione pułapkami. Bezcenny okazał się tutaj Ned który uruchomił chyba tylko jedną z kilkunastu. W trakcie przemierzania korytarzy odezwał się do nas głos jakiegoś frajera którego zostawiono na miejscu by strzegł... właściwie nie wiem czego, chyba zwyczajnie chcieli się go jakoś pozbyć. Kilka kroków i jeden podział drużyny później spotkaliśmy się twarzą w twarz. Rzekomy uczeń Algoranda krótko z nami podyskutował ale gdy okazało się ze nie ma nic ciekawego do powiedzenia, nasłał na nas swoje golemy. W trakcie całej tej ciężkiej walki zastanawialiśmy się gdzie do cholery są Ned i Acheron, wreszcie dzięki Sieciechowi poradziliśmy sobie z "uczniem Algoranda" sami. Choć krótkie przesłuchanie nie zdradziło wiele, zdobyliśmy dziennik Algoranda w którym wyjaśnione było kilka spraw. Po śmierci maga (zadanej przez Leonarda, jeszcze będą z niego ludzie) opuściliśmy miasto.
Dzień 18
W poszukiwaniu Sammela zdecydowaliśmy się wyruszyć do stolicy Werris. Gdy tylko dotarliśmy na brzeg dalej od granicy, Baltazar miał ochotę zabrać statek i nas opuścić. Kaer oczywiście wybił mu to z głowy.. albo raczej piersi. Tak czy inaczej o balast jednego zdradzieckiego maga mniej udaliśmy się w długą podróż. Po drodze zdarzyła się nam przygoda z jakimś dziwacznym bydlakiem i umierającym żołnierzem Werris. Pod koniec dnia dotarliśmy przypadkiem do obozu Złotej Kompanii, dowodzonej przez generała Gyriona. Jego kapitan okazał się wystarczająco miły by załatwić nam miejsce w obozie. Właśnie tutaj w trakcie noclegu odwiedził mnie Kirk dając mi zasłużoną nagrodę za zabicie Jevasha oraz proponując nowe zadanie. O świcie zostaliśmy wezwani do samego generała który rozpoznając nas jako Szkarłatnych potraktował nas jak bohaterów. Wszyscy poza Nedem na jego własne życzenie otrzymaliśmy honorową odznakę przynależności do Złotej Kompanii, coś co ponoć może ułatwić nam życie w Werris. Nasz odpoczynek nie trwał długo gdy Acheron powiedział nam że zlokalizował Sammela. Natychmiast wyruszyliśmy w drogę.
Dzień 19
[Jest tutaj nabazgranych kilka słów, są one ledwo czytelne lecz ich treść sugeruje że osoba która je ryła na papierze była bardzo zdenerwowana]

Ciemin:
Na następnej kartce znów widnieje portret knagi.

Felix:
Dziennik ???? Dzień 21
[Ktokolwiek sporządził ten list, po jego piśmie widać że kaligrafia mu obca i niezwykle silił się na czytelne litery] Na twoje życzenie śledziłem Szkarłatnych od ich wyjazdu z stolicy Werris.. "mistrzu". Tak jak przewidziałeś doprowadzili mnie prosto do Daela (zaskakujące jak wiele układa się po Twojej myśli), lecz po kolei bo przecież nie dotarli tam od razu. Szkarłatni siedzieli sobie spokojnie w karczmie Złoty Ptak gdy nagle podejrzany tłum ludzi zaczął zjeżdzać się do przybytku. Dużo czasu poświęconego starannemu planowaniu jak dostać się na piętro karczmy bez korzystania z schodów później, Szkarłatni zamienili spokojne spotkanie zlotu amatorów teorii spiskowych w krwawą jatkę. Przypomniało mi to o starych czasach kiedy razem urządzaliśmy takie same imprezki.. chociaż my najpierw ZDRADZALIŚMY a potem zabijaliśmy, no tak, to różnica oczywiście. Kiedy rozprawili się z swoją robotą, Szkarłatni otrzymali fajne zabawki w prezencie. Muszę przyznać że kusiło mnie by coś ukraść ale obiecałeś mi fantastyczną pałkę "Gruby Kij" za wykonanie zadania "mistrzu" więc jakoś się powstrzymałem. Następnego dnia po potężnych zakupach Szkarłatni ruszyli na szlak.
Ich podróż przerwał incydent z Apostołem który uwolniony za sprawą anomalii spod wpływu Sammela zaproponował życie swojego byłego mistrza Szkarłatnym w zamian za klucz Garetha, którego użyłby by powrócić do domu. Próbowałem zapytać Apostoła gdzie sam mogę znaleźć taką anomalię żeby zrobić dokładnie to samo co on jednak przez twoją przezorność "mistrzu" nie byłem w stanie ani przemówić ani się pojawić. Czasami cie nienawidzę. Szkarłatni pokazali że mają mocny kręgosłup zabijając Apostoła by zgarnąć Sammela i zatrzymać sobie klucz. To jak go potraktowali było bardzo ciekawe ale nie opiszę bo wiem że TY nie lubisz takich rzeczy.
Kolejnym przystankiem w ich drodze były odwiedziny jakiegoś grubaska, Kebap czy jak mu tam było okazał się fanem numer 1 Szkarłatnych i za wszelką cenę chciał być jednym z nich. Przy okazji ostrzegł ich o bliskiej obecności fałszywych żołnierzy Werris dowodzonych przez Elso. Jeden ze Szkarłatnych szczególnie miął z nim na pieńku więc postanowili się nim zająć. Po zamordowaniu oddziału żołnierzy w swym obozie, Szkarłatni poszli do bazy Elso nieopodal i przenieśli rzeźnię tam. Uradowało mnie gdy przez twą nadmierną przezorność "mistrzu" nie mogłem wejść za nimi do namiotu i obserwować. Takie małe okazje by splunąć ci w oko cieszą mnie niezmiernie. Jednak już z zewnątrz krzyki które słyszałem przyprawiłyby o koszmary większość ludzi. Jestem wariatem ale nawet ja nie mogę sobie wyobrazić co się tam stało. Dość powiedzieć że Szkarłatni wyszli z namiotu, większość o własnych siłach, i kontynuowali swą wycieczkę.
Następnego dnia dotarli do okolic Samphii kiedy to wydarzyło się kilka rzeczy: Kebap okazał się wysłanym za Szkarłatnymi zabójcą który nieskutecznie spróbował ich zabić. Następnie jeden z towarzyszy Szkarłatnych, mag został szybko zabity przez pewnego staruszka który wyszedł Szkarłatnym na spotkanie. Był to ten sam dziad który obdarował Szkarłatnym prezentami wcześniej. Przedstawił się jako Algorand co Szkarłatnych trochę zaskoczyło. Kiedy sobie tak szli do miasta, staruch opowiedział im ich historię, co przy okazji mnie też trochę oświeciło. Na szczęście nie muszę ci wszystkiego opowiadać "mistrzu" co z chęcią uczynię żeby cie zdenerwować.
Dobrze wiesz że ja wiem jaką radość sprawia ci nowa wiedza. Wyjaśnię tylko że Szkarłatni byli tak naprawdę identycznymi kopiami innych osób które dawniej wyruszyły do Samphii i natknęły się na Trójcę z różnych powodów. Algorand stworzył te kopie by uratować Szkarłatnych przed Bestią Sammela zaś oryginały wpadły w łapska Daela który uczynił z nich swoje sługi. Staruch wyjaśnił że Dael chce zniszczyć Kamień Niezgody. Wtedy miałby monopol na magię gdyż jego moc nie pochodzi z Kamienia a z innego świata. Bardzo podobnego do naszego tylko bez tej całej apokalipsy.
Zadaniem Szkarłatnych było zajęcie Daela na tyle długo by Algorand wyczarował ogromne lustro, takie które odbiłoby światło by w pobliżu Kamienia nie było ni lichego cienia, gdyż Dael nie potrafił korzystać z czarów w świetle. Bez ceregieli Szkarłatni udali się więc pod Kamień Niezgody przechodząc przez opustoszałe ulice miasta, wszyscy poszli oglądać bitwę między Werris a Imperium i mówiąc szczerze sam bym tak zrobił a nawet uczestniczył w niej gdybym miał szanse, ah jak dawno nie czułem cudownego bólu walki...
No ale wracając do Szkarłatnych. Walka między klonami a oryginałami była widowiskowa (choć nie tak jak nasza z pewnym mrocznym bogiem) i dzięki przewadze prezentów Algoranda Szkarłatni zwyciężyli swoje oryginały. Gdy tylko ogromne lustro oświetliło teren, jeden ze Szkarłatnych (Ned o ile kojarzę) potężną falą zmiótł Daela z powierzchni ziemi kosztem własnego życia. Wtedy wszystko się uspokoiło, chyba nawet bitwa została przerwana kiedy zobaczyli lustro i usłyszeli jak huknęło. Algorand spokojnie wrócił do Szkarłatnych i oznajmił że dobrze się spisali. Następnie użył na nich jakiegoś czaru, nie wiem jakiego bo się na tym nie znam ale chyba jakąś hibernację czasową. Na pewno ich nie zabił bo powiedział że mogą mu się jeszcze przydać no i jest im coś winien.
Oto koniec mojego raportu "mistrzu" oby lektura mojego bazgrolenia przyniosła ci tak wiele nieprzyjemności jak to tylko możliwe. Pamiętaj że obiecałeś mi nagrodę. Daj mi materialne ciało żebym mógł się pobawić, w tym mieście jest tyle domów które potrzebują porządnego pożaru...[odtąd pismo jest niepokojąco niedbałe]
..nie mogę się doczekać by naprawić ten błąd, jestem tak podekscytowany! Jakie to.. jakie to..
Jakie to smutne.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot